Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

(Nie)zwykły północny weekend

Poniższy post zaczynam pisać w piątek. To zwykle jedyny dzień tygodnia, kiedy znajduję trochę czasu, by w części przenieść się do Polski. Wszystko przez rutynowe już wieczorne słuchanie Trójki. W tej kwestii nic się nie zmieniło od ponad roku, niezależnie od miejsca. Siłą rzeczy czasem i wiadomości się usłyszy. To aż dziwne, jak przyłapuję się na tym, że nie mam pojęcia, co się dzieje i o czym się mówi nad Wisłą. I szczerze powiedziawszy wcale mi to nie przeszkadza. Co więcej, nawet dobrze jest zrobić sobie detoks od męczących, codziennych tematów. To nie jest obojętność, ale takie proporcje zdecydowanie mi odpowiadają, czego nie można powiedzieć niestety o procentowym udziale dnia i nocy. Światła słonecznego ubywa tu jak benzyny w baku Bugatti Veyrona. Średnio tracimy 10 minut słońca każdego dnia. To nie jest miłe, nie jest dobrze, jest źle o tyle, że przyszła jesień znowu, ja ją znowu przeoczyłem.

Jesień nie musi być straszna. Gdy tylko pogoda jest dobra, a taką mamy w ostatnim czasie, warto korzystać możliwie najbardziej ze światła słonecznego, bo wkrótce odczujemy jego niedobór. To brzmi okrutnie, ale trzeba stawić temu czoła, co jest jednym z elementów życia na Północy. Dlatego w piątek wybraliśmy się z sąsiadami na pobliski szczyt(ek) Komsatoppen, by zobaczyć jeden z ładniejszych zachodów słońca w ostatnim czasie.

(Nie)zwykły północny weekend
Motorówka zakłóca spokojną jak zwykle taflę morza.
(Nie)zwykły północny weekend
Na Komsie byłem już wiele razy, ale tej drogi nie pamiętam. Jest bowiem nieskończenie wiele wariantów dostania się na górę- nie ma jednego konkretnego szlaku.
(Nie)zwykły północny weekend
Znany już widok staje się trochę inny przy zachodzie słońca.

(Nie)zwykły północny weekend
Ostatnie sekundy ciepła.
(Nie)zwykły północny weekend
Przypomniał sobie Sadur, jak spotterem chciał być.
(Nie)zwykły północny weekend

Sobota. Pobudka o 6:30 jest już normalnością. Tym razem wita mnie jednak mgła- typowa poranna, jesienna mgła. Wraz z nią temperatura jest bardzo niska. Trudno wybrać ubranie na długi bieg, bo z polskiego doświadczenia wiem, że taki poranek oznacza bardzo ciepłe przedpołudnie. Ostatecznie wybieram jednak długie spodnie, bluzę i bieliznę termiczną. Wolę ewentualne przegrzanie niż zamarznięcie. Gdy wyruszamy, słońce się przebija, choć wcale nie robi się gorąco. Mijamy te same krajobrazy, które poprzednio wyglądały zupełnie inaczej. Minęło tak niewiele czasu, a żółto- czerwone barwy liści zdążyły już przystroić wiejskie drzewa, czyli głównie spotykane tu brzozy. Wszystko to miesza się z surową zielenią bliżej mi nieznanych sosen lub świerków. Na polach pozostałości mgły, gdzieniegdzie doskonale nam znane babie lato. Prawie każde miejsce oblane jest już wschodzącym coraz wyżej słońcem. Pewnie gdybym się zatrzymał i zrobił zdjęcie jednego z widoków, byłby to najpiękniejszy obraz z dotychczasowych. Z lustrem jednak nie biegam, a i telefonu nie wyciągam przy takim tempie. Pozostaje mi więc zachować te widoki w pamięci. Dzięki temu po raz kolejny przekonuję się, że choć poranki wymagają wczesnego wstawania, to są piękniejsze, niż wieczory. Wszystko przypomina polski październik albo początek listopada. Pamiętam przecież, jak męczyły mnie te wysokie dzienne amplitudy temperatur, przez co człowiek zawsze wracał z uczelni z płaszczem w ręku. Tutaj jest to jednak wrzesień i prawdopodobnie tylko ten jeden tydzień. Przez to ciężej jest wszystko podziwiać, uchwycić. Taka właśnie jest złota norweska jesień.

I w sumie to ten tekst miał się skończyć tutaj, bo nie planowałem nic więcej na miniony weekend. Jednak na Północy to pogoda planuje za Ciebie. Tak więc wieczorem zabrałem się w najbardziej epicki wypad, w jakim kiedykolwiek brałem udział. Niemieccy studenci z wymiany oraz programu arktycznej turystyki postanowili nocować na zupełnym odludziu (polecam sprawdzić: 69°47'00.7"N 23°32'28.0"E), pod gołym niebem. Dokładnie, nie przewidzieliście się- żadnych namiotów, campingów, czy spania w samochodzie, tylko śpiwory i ciepła odzież. To wydało się świetnym pomysłem również dla moich sąsiadów z akademika. A skoro takim propozycjom się nie odmawia, to niedługo potem znaleźliśmy się gdzieś, gdzie jedynym źródłem światła było rozpalone ognisko i kilka małych pochodni. Gdy przyjechaliśmy, słońce było już dawno za horyzontem, a zorza polarna powoli rozpoczynała swoje przedstawienie. Jak się okazało, to, co widziałem kilka dni temu nad akademikiem i wrzuciłem na swój profil facebookowy, było zaledwie jego prologiem.

(Nie)zwykły północny weekend
Gotowy na przedstawienie. Akt pierwszy.
(Nie)zwykły północny weekend
W takiej sytuacji nie potrzebujesz dużo: kilka warstw ciepłych ubrań, równie ciepły śpiwór (pożyczony), ognisko i jakieś norweskie piwo. Tutaj wersja luksusowa, bo z małymi pochodniami.
(Nie)zwykły północny weekend
A tak wyglądało to z szerszej perspektywy.
(Nie)zwykły północny weekend
Gdy widzisz takie coś na niebie po raz pierwszy, ustawiasz aparat z obawą, że drugiego podejścia już nie będzie...
(Nie)zwykły północny weekend
...tymczasem przedstawienie trwa, a im ciemniej, tym wyraźniejszy kolor.
(Nie)zwykły północny weekend
Szutrowa droga, przy której nocowaliśmy, rzeczywiście prowadziła dokądś, choć wcale nie wyglądała na taką, jakie można spotkać na przykład w Finlandii. Jak sprawdziłem w internetach, ciągnie się ona przez kilkadziesiąt dobrych kilometrów. Ale i tak najlepszy w tym wszystkim jest fakt, że w nocy, w zupełnej ciemności, widzieliśmy samochody przemierzające tę drogę. Na zdjęciu uchwyciłem "ślad" jednego z nich.
W pewnym momencie każdy po prostu wpatrywał się w górę, leżąc już w swoim śpiworze. Mimo, że zorza zakończyła już swój występ, ogrom gwiazd roztaczający się na naszym "suficie" był niesamowity. Jedynie czasem jakaś pojedyncza iskra z ogniska lub dym zakłócały podziwianie tego, co przecież tak samo było widać w tej chwili w każdym miejscu na ziemi. Ale tu było inaczej, podobnie jak z patrzeniem na scenę w teatrze po naprawdę dobrym spektaklu, gdy już umilkną ostatnie oklaski i aktorzy schowają się za kulisami. Możesz czasem przyjść i zobaczyć tę samą scenę, ale nie pomyślisz o niej w ten sam sposób. Tej nocy niebo było również naszym jedynym dachem, którego łaskawość świadczyła o powodzeniu całej wyprawy. Całe szczęście, że burze prawie nie pojawiają się w Finnmarku. Równie świetny jest fakt, że w Norwegii w ogóle można nocować w dowolnie wybranym miejscu bez zapłacenia mandatu za włóczęgostwo. Każdy ma taki sam dostęp do dobrodziejstw natury. I jeżeli już z nich korzysta, to mam nadzieję, że nie zostawia po sobie śmieci. Gdy tak sobie patrzyłem i myślałem, zmęczenie z długiego dnia wzięło górę. Przyszedł czas na sen.

Niedzielny poranek był zimny, podobnie jak w sobotę. Przywitała nas mgła, tworząc całkiem ciekawe warunki do zdjęć. Tak więc, mimo ogromnej niechęci, opuściłem swój ciepły śpiwór i zrobiłem kilka zdjęć, w głowie mając przysłowie o korzyściach wczesnego wstawania. Chyba było warto.
(Nie)zwykły północny weekend
Około godziny 8 mgła nie ustępowała.
(Nie)zwykły północny weekend
Złota norweska jesień.
(Nie)zwykły północny weekend
Rzut oka na nasze miejsce i dogorywające ognisko.
(Nie)zwykły północny weekend
Warto było wcześnie wstać. Zwłaszcza, gdy ma się wtedy takich gości.
(Nie)zwykły północny weekend
Renifer zauważył Polaka z aparatem, więc postanowił się schować wśród roślinności.
(Nie)zwykły północny weekend
Rzut oka na piękną rzekę Gargia. Przez całą noc było słychać jej nurt pokonujący jeden z niewielkich wodospadów.
(Nie)zwykły północny weekend
Złota norweska jesień vol. 2.
Po powrocie do domu i niezbyt przespanej nocy czekało mnie pranie wszystkich ubrań, pachnących jak wędzona szynka z Siedlęcina. Trudno to sobie wyobrazić, ale tego dnia czekała mnie następna piesza wycieczka. Skoro pogoda wciąż jest piękna, trzeba ją wykorzystać. Tym razem z inną ekipą wybraliśmy się na oglądanie Kanionu Alta, co oznaczało powrót w to samo miejsce, w którym dopiero co nocowałem. Stamtąd musieliśmy przejść jakieś 7 km, aby zobaczyć największy kanion północnej Europy. Zmęczenie? Nie, przecież to tylko zwyczajny słoneczny weekend na Północy. Droga na kanion przypomina pewną część tras w Jakuszycach, dokładniej okolice Chatki Górzystów. Różnicą jest ogrom równych wrzosowisk, przeplatanych bagnami i małymi jeziorkami.

(Nie)zwykły północny weekend
Zaczynamy niedzielne popołudnie. 7 km marszu w jedną stronę
(Nie)zwykły północny weekend
Gdzieś po drugiej stronie płynie sobie rzeka Gargia.
(Nie)zwykły północny weekend
Równina jak okiem sięgnąć.
(Nie)zwykły północny weekend
Jedno z malowniczych małych jeziorek. 
(Nie)zwykły północny weekend
A tu coś większego, czyli nasz cel- Kanion Alta. Widok świetny i przerażający zarazem. Tuż przede mną znajdowała się bowiem ogromna przepaść.
(Nie)zwykły północny weekend
Rzut oka na drugą stronę, równie niebezpieczną i malowniczą.
(Nie)zwykły północny weekend
W drodze powrotnej słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, rozpoczynając "złotą godzinę" na zdjęcia.
(Nie)zwykły północny weekend
Na przykład takie...
(Nie)zwykły północny weekend
...albo takie.
(Nie)zwykły północny weekend
Starczy nam dnia na powrót?
(Nie)zwykły północny weekend
Światła wystarczyło, więc radość po 14 km jak najbardziej wskazana.
Po tym wszystkim wróciłem do pokoju, zrzuciłem zdjęcia na komputer i po prostu padłem na twarz zasypiając. Jak tak wygląda typowy Północny weekend, to właśnie stałem się Człowiekiem Północy. Bo najwyraźniej jest coś, o czym dotychczas nie napisałem w zasadach "How to be nordic". Mam na myśli zasadę: korzystaj ze słońca, kiedy tylko to możliwe. Tak przy okazji dodam, że dzisiaj zamiast pełnych zajęć na uniwersytecie, poszliśmy z panią D na Komsę. Przecież w drodze też możemy porozmawiać po norwesku, a jak wyłączą nam naturalne światło, zdążymy się nasiedzieć w klasie. Takie podejście to ja rozumiem.

Gdy tak patrzę na zdjęcia podczas obróbki, do głowy przychodzi mi jedno. Te najbardziej egzotyczne widoki są najlepsze, bo nie porównuję ich do tych znanych od lat. Po prostu robię zdjęcie, myślę: "super" i ogromnie się cieszę, że tu jestem. Korzystam z tego, jak z zabawek, które widzisz u tego lepszego, zamożniejszego kolegi, gdy go odwiedzasz i chcesz zostać jak najdłużej. Inaczej jest z tymi, które swoją zwyczajnością i jednoczesnym urokiem, przypominają mi okolice domu. Przyciągają, choć zwykle tylko przez chwilę, w danym oświetleniu, podobnie jak jedno z gospodarstw na naszej sobotniej pętli. Coś, co nie pozwala patrzeć na nie obojętnie. W końcu świeżo skoszona trawa pachnie tak samo w Finnmarku, jak na Dolnym Śląsku. Również krowy są podobne. Wszechobecne sroki kraczą jakby po polsku. I pewna część cieszy się, że ma coś znanego w tym obcym kraju, a w każdej chwili może sobie na to popatrzeć. Druga jednak ciągle podpowiada: "tam masz wszystko znane, nie musisz szukać...". Nie lubię jej, jest wredna i wyrachowana, przez co czasami jej słucham. Ale taki już jestem. Skrzyżowanie romantyka, myśliciela i idioty.

Jeżeli ktoś ma ochotę na jeszcze więcej zdjęć, może je zobaczyć tu.

4 komentarze:

  1. Ale pięknie... Zdjęcia robią spore wrażenie, więc wyobrażam sobie jak cudownie musi być zobaczyć to wszystko na prawdę...

    OdpowiedzUsuń
  2. przepiękne zdjęcia przepięknych widoków, zazdro 200%

    OdpowiedzUsuń
  3. Dołączam się do zachwytów nad widokami i zdjęciami. Nadal patrząc na nie wyobrażam sobie kilkutygodniowy wyjazd, pełen łapania takich właśnie egzotycznych widoków (ciekawe, że pomyślałem o takim samym określeniu, jakiego użyłeś w tekście), ale raczej nie dłuższy pobyt na Północy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wszystkim za "przyłączenie" się do podziwiania tych widoków ze mną. Przynajmniej zdjęciami i poniekąd słowem da się to w miarę przybliżyć. Wracając jeszcze do krótkiego pobytu, o którym wspominasz, wg, to jest on o tyle lepszy, że pozostawia tylko jedno wrażenie (dobre lub złe zależnie od pogody). Przykładowo teraz, gdy prawie cały czas jest pochmurno, wydarzenia z tego weekendu również mi wydają się jakimś odrealnionym i dawnym wyjazdem. Taki już urok pełnego pakietu życia tu.

      Usuń