Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Wszystkie nastroje Północy

Północ uwielbia mnie zwodzić. Ostatniego razu, gdy wybierałem się do domu na przerwę świąteczną, moje plany próbowała pokrzyżować burza śnieżna. Zbliżał się 17 grudnia, gdy za oknem przybywało kolejnych centymetrów śniegu w zastraszającym tempie. Obawiałem się wówczas opóźnionego lotu i problemów ze zdążeniem na następny samolot do Berlina. W rezultacie skończyło się jednak tylko na obawach, bo wszystko poszło zgodnie z planem. Dziś znów z niepokojem patrzę za okno, a zaraz potem na swój bilet z wydrukowaną datą 17 marca 2016. Po raz kolejny pogoda w Alcie przed moim wylotem zdaje się zapowiadać, że wcale tak łatwo mnie stąd nie wypuści.

Północny Punkt Widzenia: Wszystkie nastroje Północy. Wycieczkowiec w porcie w Alcie.
Brytyjscy turyści ze statku MS Oriana zastali Altę w wiosennym wydaniu, po czym zobaczyli jej groźniejsze oblicze.
Zaczęło się od fatalnej odwilży. Jeżeli istnieje jedna rzecz, której każdy bez wyjątku nienawidzi w zimie, to jest to właśnie odwilż. I nie chodzi wcale o taką lekką temperaturę powyżej zera ze słońcem roztapiającym śnieg na wyeksponowanych dachach okolicznych domów. Mam na myśli raczej nieprzyjemną chlapę, która przychodzi nagle w pochmurny dzień i zamienia śnieg w błoto. Każdy zapewne zna to z Polski, kiedy po kilku dniach ładnej zimy przychodzi zwykle czas na coś podobnie irytującego i brzydkiego. Znacznie ciężej jednak wyobrazić sobie taką sytuację na Północy, gdzie ogromne hałdy śniegu są wpisane w tutejszy krajobraz na stałe od kilku miesięcy. Gdy więc mocno świecące słońce zaczęło roztapiać tę pokrywę w niektórych miejscach byłem niemal pewien, że to tylko chwilowe wybryki przypominające o tym, że mamy już przecież marzec. No właśnie, jako że mamy marzec, północna pogoda zaczęła serwować wszystkie możliwe scenariusze, będąc przy tym wybitnie kreatywna. Już kolejnego dnia powitała mnie temperatura rzędu 5 st. C i znajomy dźwięk topniejącego śniegu za oknem. Przyszło jeszcze coś, a mianowicie silny wiatr. Gdybym był w górach, to bym powiedział, że to halny. Tutaj mogę nazwać go czymś w rodzaju sztormu, przez który wszystkie statki w okolicy nie ruszały się z portów, łącznie z dużym brytyjskim wycieczkowcem MS Oriana. Również norweski Hurtigruten, opływający całe wybrzeże od Kirkenes aż po Bergen został zatrzymany w Alcie, choć zwykle się tu nie zjawia. Na lądzie również pojawiły się problemy. Mając taką ilość śniegu, jaka pokrywała ulice miasta, łatwo sobie wyobrazić, co się stanie, gdy to wszystko zacznie topnieć. W taki oto sposób brodziłem po kostki w błocie pośniegowym idąc wczoraj na uniwersytet. Reszta krajobrazu nie wyglądała lepiej. W lasach spod śniegu zaczął wychodzić zgromadzony przez całą zimę bród. Nigdy jeszcze nie widziałem tak czarnej skorupy stanowiącej pozostałość przydrożnych zasp.

Północny Punkt Widzenia: Wszystkie nastroje Północy. Odwilż w Alcie
To czarne po bokach to podobno śnieg.
Tak wyglądało to na dwa dni przed moim wylotem. Mimo silnego, momentami porywistego wiatru samoloty startowały i lądowały w Alcie według rozkładu. Dziś jednak zrobiło się inaczej. Od samego rana odwilż nie była już taka silna. Temperatura w okolicach 0 st. C spowodowała, że to, co stopniało wczoraj, dziś zamarzło, tworząc niewyobrażalną szklankę na chodnikach. Nie dotyczyło to dróg, bo samochody zdążyły wczoraj wszystko rozjeździć tak, że nic już na nich nie zostało. Wciąż silny wiatr zapowiadał, że znów nie będzie łatwo z obsługą lotniska. Po południu pojawiło się jednak coś, co zupełnie dobiło jakiekolwiek możliwości opuszczenia Alty samolotem. Jak już wspominałem, w marcu pogoda serwuje tu każdy możliwy wariant na przestrzeni doby. Tak stało się tym razem, kiedy dziś przyszły opady śniegu. Rozpętała się (znów) zamieć śnieżna, przypominająca zupełnie dni przed moim grudniowym wylotem. Lotnisko zostało całkowicie zamknięte i w chwili pisania tego tekstu nadal nie przyjmuje żadnych lotów. O 22:45 ma przylecieć samolot, którym jutro rano będę leciał do Oslo, by później zdążyć z przesiadką do Berlina. Na wszystko mam 35 minut. Nie to jest jednak największym problemem. Patrząc na to, co dzieje się za oknem i dosłownie przebijając się przez wiatr i śnieg przy wyjściu z budynku zastanawiam się, czy w ogóle uda mi się stąd uciec. Oby 17. dzień miesiąca znów okazał się łaskawy i Północ wypuściła mnie bezpiecznie do domu na zasłużoną przerwę świąteczną. A póki co, kończę pisanie, bo "jutro wstać wcześniej muszę".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz